Kiedyś były to terytoria środkowej i środkowo-zachodniej Rzeczypospolitej, dziś jest to Polska Wschodnia. Ziemia gospodarna, piękna, o urozmaiconym krajobrazie, przesiąknięta bogatą tradycją patriotyczną. Tereny te od czasów zaborów były jednak systematycznie degradowane przez okupantów, stąd przylgnęła do nich nazwa Polska B. Dziś to już na szczęście historia, gdyż ziemie te odradzają się zarówno jeśli chodzi o gospodarkę, jak i tradycje.
Wzdłuż i wszerz przemierzył Polskę Wschodnią z aparatem fotograficznym wybitny artysta Adam Bujak. Wspaniałym owocem jego kilkuletniej pracy stał się ten potężny album. Na 440 kartach ukazanych zostało 177 miejscowości, różnorodne krajobrazy, zjawiska przyrodnicze, zamki, pałace, kościoły, miejsca pamięci narodowej. Nie zabrakło fotografii obyczajów, obrzędów oraz ludzi ciężkiej pracy. W albumie zamieszczonych zostało aż 600 zdjęć!
Pożegnanie Kresów Wschodnich
Decyzje przywódców państw zwycięskich po klęsce Niemiec hitlerowskich były nacechowane przede wszystkim troską o
zdobycze dla zwycięzców. Bardzo dużo na drugiej wojnie światowej zyskał Związek Radziecki. Oczywiście, mam na myśli terytorialne korzyści, ponieważ to Związek Radziecki zdobył władzę nad Kresami Wschodnimi Polski, łącznie z Wileńszczyzną. A terytoria owe i ludzie tam mieszkający przez wieki stanowili jedno z Rzecząpospolitą, aż do trzeciego rozbioru włącznie. Co więcej, mimo rozbiorów Kresy duchowo i kulturowo wciąż stanowiły jedno. Wiek XIX na płaszczyźnie kulturowej, a nawet religijnej w większości żył nadzieją, że kiedyś dojdzie do odrodzenia. Owszem, doszło po pierwszej wojnie światowej do odrodzenia, choć na sposób okrojony. Natomiast rok 1945 przekreślił minione czasy. Dała o sobie za to znać wędrówka ludów, czyli przemieszczanie się ze Wschodu w nowe granice Rzeczypospolitej.
Tymczasem nie wolno zapominać, że Ruś Halicka i Kijowska pamiętały pobyt Chrobrego i jego miecz, wyszczerbiony, gdy polski władca uderzając nim, otwierał bramę do Kijowa. To tam przebywał św. Jacek, który uchodząc przed Połowcami uratował figurę Matki Najświętszej i Postacie Eucharystyczne. Przez całe stulecia wojska polskie stały na straży bezpieczeństwa tych ziem, ponosząc nierzadko duże ofiary, zwłaszcza w najazdach najpierw tatarskich, potem tureckich, a pod koniec rosyjskich. To z tych ziemi pochodzili królowie, hetmani, pisarze i poeci.
I jakkolwiek po pierwszej wojnie światowej tylko część dawnej Rusi znalazła się w łączności z Polską, to warto pamiętać, że zmieniając nazwę Rusi na Ukrainę, Ukraińcy wybrali polską nazwę. Rosja od bardzo dawna powoływała się na bliskość nazw tych krain, błędnie sugerując tym samym ich jednakową tożsamość. Ukraińcy nie chcieli zatem być Rusią, bo to za bardzo kojarzyło się z Rosją; bronili się przed włączeniem do dawnego imperium. Wielu też z tęsknotą nuciło:
Gdyby orłem być, wzrok sokoli mieć
i ulecieć nad Podolem, Tamtym życiem żyć.
Dumki ukraińskie wpisywały się we wspólną literaturę.
Czy obecna rzeczywistość stanie się czymś trwałym? Trudna jest na to odpowiedź, ale ważne jest, aby nawiązując do wspólnej kultury i historycznych doświadczeń umieć oderwać się od zaszczepionej przez wroga nienawiści. I od czasu do czasu zasiąść przy rozpalonym ognisku, płonącym gdzieś na stepie, nucąc właśnie dumki.
Ale pamiętajmy, że Kresy to nie tylko Ukraina. To także obecna Białoruś. Czy można zapomnieć o krainie Mickiewicza, Kościuszki, Traugutta, a nawet o dziadkach i pradziadkach bardzo wielu, którzy znaleźli się po 1945 r. na zachodzie czy północy Polski?
Niemen przecież nadal szumi tęsknie, jakby przywołując minione wieki. Niech więc dotrze do współczesności i trwa jak najdłużej owa tęsknota, a to choćby dzięki poezji Stanisława Balińskiego, który przypomina zwłaszcza Nowogródczyznę:
…Nowogródzka ziemia jest samotna:
Nie rodzi się tu bujnie pszenica stokrotna,
Nie błyszczą tu huculskie, podhalańskie hafty…
Ale jeden ma sekret; o, to nie herezja –
I szumi, i zawodzi, i gra. To poezja:
Wzdycha po białorusku i po polsku śpiewa…
Mogą ją wrogie armie tratować i palić,
Mogą dzieci jej wywieźć, domostwa obalić, (…)
Przygniatana stokrotnie, po stokroć dojrzewa,
Szumi po białorusku i po polsku śpiewa…
Ta kulturowa harmonia ma swoją siłę przyciągania. I łączenia. Tego doświadczamy podczas wzajemnych odwiedzin. Miejmy nadzieję, że Białoruś wybijając się na niepodległość, jednocześnie stanie się jednym z najbliższych sąsiadów, jak niegdyś doświadczała tego szlachta zaściankowa. Bo być za ścianą to być blisko. I taką bliskością możemy wspólnie się wymieniać. I znowu właśnie z tego powodu, że wspólnie tworzyliśmy pewne obyczaje; wspólnie świętowaliśmy bogate w przesłanie tradycje.
Tym bardziej, że z Białorusią tak nam blisko do Wileńszczyzny. O Litwie też nie chcemy zapominać. I dzięki Bogu, że cieszy się wolnością. Z nią przeżyliśmy wiele wydarzeń. Razem dobijaliśmy się do wolności. Wileńszczyzna natomiast jest nam bliska z racji mocno zakorzenionej polskości. To nie znaczy, że chcemy ją odrywać. Przeciwnie, życzymy serdecznej współpracy z litewskimi władzami. Życzymy wzajemnego zrozumienia i szacunku. Ale też życzymy naszym rodakom na Wileńszczyźnie pielęgnowania tradycji ojców.
Pamiętam, jak przed laty kilka dni przed udaniem się Ojca Świętego na Litwę, Łotwę i do Estonii otrzymałem telefon od biskupa Stanisława Dziwisza. Przebywałem podówczas w Rzymie. Bp Stanisław Dziwisz zaprosił mnie na kolację do Papieża Jana Pawła II w Castel Gandolfo. Pojechałem… Byłem onieśmielony. Wiedziałem, że chodzi o rozmowę na temat głównie Litwy. Więc opowiadałem to, co wiedziałem. Przedstawiałem relację pomiędzy rządem litewskim a Polakami. Mowa była o kulturze, o współczesnych tendencjach rozwojowych. Muszę przyznać, że nie spotkałem dotąd w życiu kogoś, kto tak potrafił słuchać, od czasu do czasu podsuwając temat pytaniem. Kiedy skończyliśmy kolację, Ojciec Święty towarzyszył mi do wyjścia i na pożegnanie wyznał z pewnym smutkiem, a może zdziwieniem: Jak to się stało, że ja tam nigdy nie byłem. A przecież lubił podróżować. Miał 19 lat, gdy wybuchła druga wojna światowa. W czasie tego spotkania wyczułem, jak Ojciec Święty duchowo żył naszymi Kresami i pamiętał o nich.
Niektórzy z poetów czy pisarzy pochodzących z Kresów z bólem wyznają, że do swojej Ojczyzny już nie powrócą, że ich Ojczyzny już nie ma. Rozumiem uczucie tego rodzaju. Ale chyba nie jest ono uzasadnione. Przecież możemy się dzielić naszymi doświadczeniami, naszymi obyczajami i kulturą niezależnie od miejsca pobytu. Przed laty zjawił się w Warszawie pewien kapłan z Argentyny, trzydziestoletni. To była jego pierwsza wizyta w Polsce. Jego rodzice zostali wywiezieni w 1940 roku z Kresów na Sybir. Spotkali się w Buzułuku z racji powstania tam polskiego wojska. Razem z gen. Andersem opuścili ZSRR. Przemaszerowali wiele krajów, a po 1945 roku pobrali się w Neapolu. Po paru latach wyemigrowali do Argentyny. Syn mówił po polsku bez pomyłek. Opowiadał o tym, że wszystkie zwyczaje polskie zna i zachowuje. Gdy pytaliśmy go, jak to możliwe, odpowiadał: bo w naszym domu jest Polska. Nie tylko w domu, również w sercach.
I o tym trzeba wszystkim rozproszonym po świecie Polakom przypominać, o tym należy zawsze pamiętać. I tego życzę!
http://www.fronda.pl/a/polska-wschodnia-album-adama-bujaka%2C118132.html